sobota, 24 listopada 2012

Szósty

Im bardziej w siebie wątpimy, tym gorzej coś nam wychodzi.
Zawsze trzeba być pewnym siebie.
Motywacja jest najważniejsza.
Gdy wierzysz w siebie, to inni też uwierzą.
Dlaczego, gdy gaśnie światło, to ogarnia nas lęk?

Nathan był w studiu nagraniowym. Studio nie było duże. Ale w takich miejscach Nathan lubił śpiewać i właśnie tam wychodziło mu to najlepiej. Poza tym kiedyś już miał okazję nagrywać tam, więc teraz, gdy nagrywał ważną dla niego płytę wolał iść tam, gdzie już kiedyś był.
Nagrywał właśnie piosenkę o tytule "Forever and I love You". Już kończyła się druga zwrotka, aż nagle zadzwonił jego telefon. Wystraszył się. Podskoczył. Wiedział, że wiąże się to dla niego z przykrymi konsekwencjami. Nie mógł mieć włączonego telefonu. Na dodatek cały materiał przez to na nic się nie zda i trzeba będzie go nagrywać raz jeszcze.
Zdenerwowany odebrał. Dzwonił Seev. Chciał umówić się na piwo, bo właśnie wrócił z Mediolanu. Chciał pochwalić się tym, że właśnie podpisał kontrakt z jedną z największych na świecie agencji. Nathan w tej chwili nie był jakoś specjalnie zadowolony z kontraktu przyjaciela. Umówili się na jutro, na 16.00 w barze "La rosa". Był to ulubiony bar Seev'a jeszcze z czasów liceum.
Mimo tego, że przecież nagranie zostało przerwane, nikt nie przyszedł, żeby chociażby opieprzyć Nathan'a. Zdziwił się. Wyszedł ze studia. Nikogo w nim nie było.
Szokom nie było jednak końca.
Zmierzał korytarzem do drzwi wejściowo-wyjściowych. Zawsze zastanawiał się czy są one prawe, czy lewe. Stwierdził, że to po prostu drzwi obrotowe.
Od drzwi dzieliło go zaledwie 50 metrów. Zgasło światło. Stała się ciemność. Po omacku szedł do drzwi. Po drodze nie było żadnych przedmiotów, mimo to potknął się o coś. Przewrócił się. Czuł narastający ból kolana. Zaklął pod nosem. Po chwili utykania znalazł się pod drzwiami. Nacisnął na klamkę. Na próżno. Były zamknięte. Nathan czuł narastającą adrenalinę. Bał się, cholernie się bał.
Sięgnął po swój telefon, do kieszeni. Najpierw do lewej, potem do prawej. Nie było go w żadnej z kieszeni. O co w tym chodzi. Nic już nie rozumiem. Światło- okej, może mają awarię, ale gdzie jest do cholery jasnej mój telefon?! Przypomniało mu się, że gdy się potknął to upadł i być może wtedy wypadł mu telefon. Wrócił więc w tamto miejsce. Nie ukrywał swojej złości. Szedł bardzo ostrożnie, cały czas przy ścianie. Zauważył jakiś świecący się ekran. To był jego telefon. Podniósł go. W tym momencie zapaliło się światło. Nathan odwrócił się. Ujrzał mężczyznę. Niezbyt wysokiego, rudowłosego, ubranego elegancko. Wystraszył się, po raz kolejny w ciągu ostatniego kwadransa. Spojrzał niepewnym wzrokiem na nieznajomego. Lecz wzrok tamtego był wrogi. Nathan spuścił głowę w dół. Bał, a raczej nie mógł, wydusić z siebie ani jednego, najkrótszego nawet słowa. Rudy cały czas uważnie mu się przyglądał. W końcu się odezwał:
 - I co? Warto było?
Nathan w dalszym ciągu milczał. Nie miał pojęcia o co mogło mu chodzić. Już miał otworzyć usta, by coś powiedzieć, ale usłyszał:
- Nie pamiętasz, prawda?
Gdybym miał pamiętać wszystko, co zrobiłem, to nie starczało by mi na nic czasu, bo byłbym zajęty wspominaniem.
 - No po co pamiętać komuś takiemu jak ty, jak się wyśmiewało niewidomą kobietę.
Nathanowi coś zaczęło świtać. Przypominał sobie o co chodziło. Kiedyś z Seev'em wyśmiewali się z pewnej niewidomej kobiety. Mimo to dalej nie rozumiał, jaki to miało związek.
 - To moje studio nagraniowe, a ta kobieta, z której wtedy się naśmiewałeś, to moja żona.
Zrobiło mu się głupio. Nie wiedział jak ma się zachować.
 - Chciałem tylko, żebyś zobaczył jak to jest. Jak to fajnie nic nie widzieć i żyć w ciągłym stresie, ciągłej obawie. Teraz, możesz już wyjść. Drzwi są otwarte.
- Przepraszam. - powiedział na odchodne Nathan.
Ta sytuacja dała mu naprawdę do myślenia. Idąc do domu, wstąpił do kościoła. Pomodlił się tam za wszystkie osoby niewidome i pokrzywdzone przez los.

Patrząc na ludzką krzywdę często mówimy"Nas to nie dotyczy".
I przechodzimy obojętnie.
Albo wyśmiewamy się z tych ludzi, nie licząc się z tym, że nas też mogło to spotkać.
To są "normalni" ludzie, tacy, jak każdy.
Kiedyś los za takie zachowanie może się na nas zemścić.

niedziela, 18 listopada 2012

Liebster Awords

Tak na początek to bardzo chciałam podziękować za tę nominację. To dla mnie wyróżnienie, bo to oznacza, że to, co piszę da się czytać.
Jeszcze raz dziękuję ♥

Teraz czas, by odpowiedzieć na pytania.
 1.  Ulubiony zespół?
The Wanted oczywiście. Ale oprócz Halestorm, Paramore, Coldplay, Green Day i Oasis.
2.  Jakie jest wasze najwikęsze marzenie?
Szczerze to nie mam marzeń. Ale chyba być kiedyś na koncercie chłopców i aktualnie, by moja babcia nie musiała mieć operacji amputacji nogi.
 3. Co byście zrobiły gdybyście spotkały swojego idola?
 Na pewno nie piszczałabym. Zaczerwieniłabym się i dostała palpitacji serca.
4. Macie jakieś motto życiowe, jak tak to jakie?
Walczyć do końca.
Myśleć pozytywnie.
I o ile można nazwać to mottem to tytuł bloga, czyli "Co raz weźmiesz do serca, zostanie w nim na zawsze."
5. Skąd pomysł na bloga?
Trudne pytanie. Miałam wtedy doła i rozmyślałam i jakoś samo przyszło. 
6. Ulubiona pora roku?
Zdecydowanie lato!
 7. Ulubiona piosenka?
 Trochę tego jest. To tak "Bring it home" (by The Wanted & Dappy), "Playing God" (by Paramore), "I miss the misery" i "Love bites" (by Halestorm), "Viva la vida" (by Coldplay). I parę innych, ale nie będę Was tu tym zamęczać.
8. Ulubiony film/ serial?
Serial" "Inna" i "Supernatural".
A jeśli o filmy chodzi to uwielbiam wszystkie części "Strasznego filmu".
9. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?
"Śmiertelna dawka" Andreasa Franz'a.  
10. Ulubiony kolor?
Szary, czerwony i zielony.
11. Masz jakieś zwierzątko, jak tak to jak się nazywa?
Kiedyś miałam chomika, nazywał się Elvis, ale potem okazało się, że to była samiczka i nazywała się Fiona. 

A teraz nominacje.
1. youaremylove-tw.blogspot.com/
2. friendshiporsomethingmore.blogspot.com/
3. thewantedstoryyy.blogspot.com
4. stay-with-you-for-all-of-tome.blogspot.com/
5. staystronginthisdifficultlife.blogspot.com/
6. bozycietodrogauslanarozami.blogspot.com/
7. thelastoftw.blogspot.com/
8. the-people-that-inspire-me.blogspot.com/
9. love-is-all-i-have.blogspot.com/
10. thewantits.blogspot.com/
11. imaginy-tw-break.blogspot.com/

I pytanka do Was ;)
1. Dlaczego w ogóle piszesz?
2. Ulubiony członek The Wanted?
3. Od jak dawna jesteś w TWFanmilly?
4. Jakich wykonawców słuchasz, poza The Wanted?
5. Ulubione danie?
6. Co jest dla Ciebie w życiu najważniejsze?
7. Czego w sobie nie lubisz?
8. Co lubisz robić w wolnym czasie?
9. Co lubisz czytać( chodzi o np. romans, kryminał, dramat, itp.)?
10. Ulubiony przedmiot szkolny?
11. Lubisz zwierzęta?

PS. Rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu ;D

sobota, 10 listopada 2012

Piąty

Związek przede wszystkim powinien opierać się na prawdzie i zaufaniu.
Jeśli tego nie ma, to i miłość kiedyś się skończy.
A kłamstwo ma krótkie nogi.
I nawet najlepsze kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw.
To jest coś silniejszego, coś co trudno jest ukrywać.
Łatwo się w tym pogubić.
A zawsze może znaleźć się jakaś życzliwa osoba, która powie prawdę.
Wtedy jest z tego więcej problemów, niż to wszystko warte.
Prawda jest najważniejsza! 

#W tym samym czasie, gdy Max jest u Toma.

Jay cały czas zastanawiał się dlaczego Charlie tak dziwnie się zachowuje. Na lotnisku nie odezwała się do niego ani słowem. W samolocie też milczała. Jay pomyślał, że skoro nie chce się do niego odzywać, to niech się nie odzywa. Chwilowo miał większe problemy niż jakieś głupie fochy Charlie, jak zwykle bez powodu.
Weszli na pokład samolotu, Jay siedział przy oknie, a Charlie z brzegu. Zapieli pasy i wyłączyli urządzenia elektroniczne, tak jak prosiła stewardessa. Siedzieli w ciszy. Jay cały czas wpatrywał się okno. Podziwiał widoki. Patrzył na chmury i porównywał je do różnych rzeczy. Ostatnia przypominała mu pęknięte serce. Dalej już nie patrzył...
Lot minął w miarę szybko.
Barbados jako miejsce samo w sobie było czymś cudownym, jednak na Jay'u nie robiło to większego wrażenia. Był typem domatora, najlepiej czuł się w Londynie.
Charlie męczyła się ze swoją walizką, wiadomo, jak to kobieta wzięła ze sobą mnóstwo (nie)potrzebnych rzeczy. Jay chciał być nieugięty i nie pomagać jej. Jednak, gdy zobaczył jak siłuje się z torbą, zrobiło mu się żal. Pomógł jej.
Spojrzała mu głęboko w oczy. Nie mogła dalej ukrywać tego, że odbyła stosunek z Max'em. Nie była przecież nawet pewna, czy to Max nie jest ojcem dziecka. Bała się. Do oczu napłynęły jej łzy. Rozpłakała się, już po raz kolejny w ciągu tego dnia.
Jay już całkiem nie ogarniał. Nie znosił widoku płaczącej Charlie, a ostatnio był to coraz częstszy widok. Przytulił ją.
Po chwili zebrała się na odwagę. Odsunęła się do swojego mężczyzny.
 - Muszę powiedzieć Ci coś ważnego.
Patrzyła w ziemię. Jay miał nadzieję, że za chwilę zrozumie powody zachowania Charlie.
 - Jestem w ciąży. - oznajmiła.
Zaczęła płakać jeszcze bardziej. Dla Jay'a była to dobra nowina... do czasu... gdy Charlie zaczęła opowiadać dalej.
 - Nie wiem czy jesteś ojcem. - popatrzyła w końcu na niego. - Spałam z Max'em. Ale to było wtedy, gdy nie byliśmy razem, gdy zerwaliśmy, to było podczas tej kwartałowej przerwie między nami. Czuję, że to Twoje dziecko. Możesz kazać mi odejść, zrozumiem. Możesz mi kazać się wynosić, zrozumiem. Możesz zadzwonić do Max'a i zerwać wszelkie kontakty ze mną i z nim, zrozumiem. Możesz mnie nawet pobić, zrozumiem. Zrozumiem, bo Cię kocham i dopiero teraz wiem, co oznacza to słowo.
Jay chwilę zastanawiał się co ma powiedzieć.
 - Ja też Cię kocham. I nie ważne jest dla mnie to, kto jest ojcem. To będzie nasze dziecko!
Uśmiechnął się, a na twarzy jego ukochanej pojawił się uśmiech.
 - Nigdy bym Cię nie uderzył. Wariatka! Kocham Cię! Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
Zaczęli się namiętnie całować. Problemy i zmartwienia Charlie zniknęły jak w oka mgnieniu. Nie spodziewała się takiej reakcji Jay'a.

#Spotkanie z mamą zastępczą Jay'a
Mieszkała w małym domku letniskowym. Był skromnie urządzony. Małe obrazki w przedpokoju, stare meble. Mimo to mieszkanie miało swój charakter i było urządzone w dobrym guście.Weszli do dużego pokoju, nie był on na tyle duży, by od razu tytułować go salonem.
W dużym bujanym krześle siedziała mama Jay'a. Wyglądała jakby inaczej. A może Jay'owi tylko tak się wydawało? Czuł się bardzo zakłopotany. Podszedł do niej, bo Charlie go pchnęła. Ona stała cały czas oparta o futrynę drzwi.
Mama wstała. Chciała pocałować go w policzek, jak to zwykle robiła, jednak Loczek się odsunął. Wiedziała, że nie przyleciał tu dla przyjemności, tylko dlatego, że chciał poznać prawdę i miał do tego prawo.
- Lepiej zacznę mówić.
Czyta mi w myślach, czy co? - pomyślał Jay.
- Twoja matka zmarła podczas porodu. Ciąża była zagrożona, mogła usunąć ciążę, bo lekarz od samego początku mówił jej, że umrze podczas porodu. Ona jednak wolała urodzić. Pragnęła tego dziecka i to bardzo. Mimo tego, że wiedziała, że nie będzie mogła cieszyć się nim. To była moja przyjaciółka.
- A co z ojcem? - pytał Jay. - I jak się w ogóle... - wahał się, czy ma powiedzieć "mamo' czy "pani". - Czujesz? - dokończył.
- Jak na osobę umierającą czuję się całkiem nieźle. Twoim ojcem... jest twój ojciec. Wiem, że to głupio brzmi. Ale taka jest właśnie prawda. Mieli romans.
Jay chciał wyjść.
- Przepraszam. - powiedziała w ramach "do widzenia".
Jay nie zareagował. Nie wiedział, czy tego się spodziewał.
Jego tata nie żył od 15 lat. A mamy nie znał. Teraz umierała osoba, którą znał odkąd pamięta. Gdy zdał sobie z tego sprawę wrócił do matki.

Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie?
Z każdego zakrętu można wyjść, trzeba tylko chcieć.
Z każdego kłamstwa można się wyplątać.
Prawda buduje.
Kłamstwo zaś rujnuje i to tak, że trudno odbudować to, co ono zniszczyło

wtorek, 6 listopada 2012

Czwarty

Pamiętaj, że prawdziwy przyjaciel to ten, 
który mimo, że nie otworzysz mu drzwi do swojego domu
 i tak znajdzie sposób by się dostać do środka.

Max postanowił, że pójdzie do Toma. Chciał z kimś pogadać.
Szedł na skróty. Tom mieszkał dosyć daleko. Prawie w samym centrum Londynu, a Max szedł ze schroniska położonego na drugim końcu tego miasta. Ale lubił spacery. Odprężały go, a poza tym ruch to przecież zdrowie.
Wyjął z kieszeni kamień, który znalazł. Wydawał mu się trochę dziwny, może to przez kolor, bo był zielony? A może przez to, że był w kształcie serca. Zieleń symbolizowała spokój, harmonię a serce? Czego symbolem było serce? To chyba symbol miłości. Ale przecież miłość, jak sam twierdził, jego nie dotyczyła. Miłość to głupota i strata czasu. Uznał, że to w sumie nieistotne i włożył z powrotem kamień do kieszeni bluzy.
Było dopiero koło 18.00 a mimo to zaczęło się ściemniać. Nagle na niebie ukazały się potężne granatowe chmury. Zaczął padać deszcz.
Przyspieszył kroku, aż w końcu zaczął biec.
Po 10 minutach biegu znalazł się pod domem przyjaciela. Zapukał. Nie otworzono mu. Wiedział, że Tom jest w domu. Zawsze był o tej porze. Zasiadał wtedy nad mapą i sam sprawdzał swoją wiedzę. Max zawsze uważał, że Tom jest tak mądry, że aż za bardzo.
Nie wiedział co ma robić. Postanowił podejść pod balkon i ewentualnie wejść tamtędy. Tom miał piętrowy dom, ale balkon a właściwie taras znajdował się na dole, tak że swobodnie można było tam wejść przez podwórko. Raz już tak robił, po pijaku, wtedy też Tom nie otworzył mu drzwi. Na szybie balkonowej wisiała kartka.

Och Max... znowu! Wejdź proszę drzwiami, są otwarte. Nie chcę znów wymieniać okien przez Ciebie.

Zaśmiał się pod nosem.
Wrócił się pod drzwi. Położył rękę na klamce i nacisnął ją. Drzwi rzeczywiście były otwarte. Wszedł do środka. Od razu skierował się do kuchni, tam Tom miał wielką mapę świata. Nie było go tam. Czyżby bawił się ze mną w kotka i myszkę? No bez jaj. Gdzie on jest? Na odpowiedź na swoje pytania Max nie musiał długo czekać. Po chwili zjawił się Parker z laptopem pod pachą.
- O jesteś. - rzucił krótko.
Max nie ukrywał irytacji.
- No jestem! A ty? Co się tak szczerzysz?
Tom rzucił mu wrogie spojrzenie, ono zawsze powodowało, że taki narwaniec, jakim był Max od razu łagodniał. Powiedział Max'owi, że właśnie czatował z pewną dziewczyną. Stwierdził, że chyba się zakochał. Max był jednak sceptycznie nastawiony do tej "miłości".
- Dobra, gadam o sobie, a tym pewnie przyszedłeś z jakąś nowiną. Coś cię martwi?
Zorientował się po minie przyjaciela, że to zdanie brzmiało jak wywody psychologa na początku spotkania albo jak rozmowa kobiet.
- Dostałem dziwnego sms'a od Charlie.
Wyjął swój telefon, włączył skrzynkę odbiorczą. Pokazał mu sms'a.
- Charlie to ta od Jay'a? - zapytał.
George skinął głową.
- No dobrze, ale co ty masz z nią wspólnego? Przecież wyraźnie napisała, że to dziecko jej faceta, a wy przecież macie ze sobą na pieńku.
Max spuścił głowę. Zaczął bawić się kamykiem. Tom wyrwał mu go z ręki.
- Skąd to masz?
- Znalazłem.
- To kamień, który przynosi szczęście, ale tylko dopóki go nie zgubisz.
Max zadumał się. Widział przecież podobny u Jay'a! Czyli on go zgubił i dlatego zaczęło się sypać.
- Halo! Ziemia do Max'a! - zaczął wymachiwać mu ręką przed oczami.
Max przewrócił oczami. Niezbyt wiedział co się dzieje.
- Dobra! - krzyknął. - Muszę się w końcu wygadać! Masz piwo?
Tom poszedł szybko do kuchni, wziął ostatnie dwa piwa, które miał w lodówce. Już wracał do Max'a, ale przypomniało mu się, że on do piwa zawsze je orzeszki ziemne. Szybko po nie wrócił i poszedł do pokoju. Max wziął duży łyk piwa, zagryzł garścią orzeszków. Przełknął ślinę.
- Ja spałem z Charlie. - zdobył się na odwagę.
Niby mówił to najlepszemu przyjacielowi, który nie zna Jay'a, ale mimo to odczuwał strach.
- To było wtedy, gdy oni się pokłócili i zerwali. Po miesiącu jednak do siebie wrócili. - urwał na chwilę. - A co? A co jeśli? Jeśli to dziecko jest moje?
- A kiedy to dokładnie było? - zapytał przejęty Tom.
Max zaczął liczyć na palcach. Wyglądał jak małe dziecko, które liczy ile jest 2 dodać 3.
- Dwa miesiące temu! Jestem pewien. To była tylko jedna noc.
Tom nakłonił Max'a by napisał do Charlie. On był jednak zbyt uparty i zbyt pijany, mimo że wypił tylko dwa piwa. Ale nawet tak mała ilość alkoholu z takimi emocjami potrafiła upić. Gdy Max wyszedł z pokoju do toalety, Tom wysłał do Charlie sms'a.

To nie jest nasze dziecko, prawda?!

Po chwili była odpowiedź zwrotna:

Nie pisz do mnie, jestem w samolocie. Jestem w pierwszym miesiącu, to dopiero  początek,to nie Ty jesteś ojcem. Spokojnie.

Tom spojrzał na Max'a. Nie wyglądał za dobrze. Postanowił, że powie mu jutro. Dziś nawet on nie miał na nic siły.
Max został u przyjaciela na noc. Spał na kanapie.
Tom popisał jeszcze trochę na czacie z Juliet i też się położył.
To był ciężki dzień.

Co raz weźmiesz do serca, zostanie w nim na zawsze.

piątek, 2 listopada 2012

Trzeci

                                                                    Coś się kończy.
                                                                    Coś zaczyna.
                                                                    Tak już jest.
                                                                    To rutyna.

Charlie załamała się. Owszem, marzyła o dziecku z Jay'em, ale to nie był odpowiedni moment, nie teraz. Mimo to w głębi duszy się cieszyła, tylko nie potrafiła tego teraz okazać. Usiadła na łóżku i sięgnęła po telefon. Miała zamiar zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki - Emily. Dawno się nie widziały, bo Em jest modelką i często jeździ po świecie, zastanie jej w domu, lub wspólne wyjście z nią na miasto to naprawdę rzadkość. Mimo dzielących ich kilometrów zawsze znajdowały czas, by poplotkować.
Jednak telefon Charlie rozładował się. W tym momencie przeklęła wynalazki firmy Sony. Zawsze telefon rozładowywał jej się w najmniej odpowiednim momencie. Wzięła więc laptopa, zalogowała się na Facebook'u. Em była aktywna. Napisała do niej, by zadzwoniła na jej domowy telefon. Mogła by zrobić to sama, ale z tego wszystkiego zapomniała o zapłaceniu rachunku.
Już po chwili rozbrzmiał dźwięk telefonu. Charlie bez zbytniego entuzjazmu podniosła słuchawkę.
- Halo? - odebrała.
- No mów kochanie co się stało. Ach, no tak, zapomniałam o dzień dobry. Co się stało?! Powiedz wreszcie. Boże, jak długo można milczeć?! Zaraz zejdę tu na zawał, ale Seev jest w pobliżu to mnie uratuje, no ale jednak zawał w wieku 25 lat? Nie, jednak nie chcę jeszcze umierać. Za mało w życiu przeszłam. Jeszcze nie mam męża, to na razie narzeczony, a ja chcę wyjść za mąż. Tak umrzeć nie jako mężatka? Jakoś tak głupio.
Charlie słuchała ze znudzeniem przyjaciółki. W końcu postanowiła to przerwać, znacząco chrząknęła.
- No czemu nic nie mówisz? - powiedziała z pretensją Em.
- Bo nie dałaś mi dojść do głosu. Czy już mogę?
Emily zrobiło się głupio, że jej przyjaciółka prawdopodobnie ma jakiś problem, a ona cały czas mówi tylko o sobie. W odpowiedzi na pytanie koleżanki cicho potaknęła.
Charlie opowiedziała o aktualnej sytuacji Jay'a. Powiedziała jej też, że jest w ciąży. Em bardzo ucieszyła się na tę wiadomość. Jednak wyczuła nutę smutku w głosie Charlie. Zapytała dlaczego się nie cieszy, ale Charlie nie potrafiła podać jakiegokolwiek racjonalnego wytłumaczenia. Powiedziała też, że boi się tego, jak zareaguje na tą wieść Jay. Bała się mu o tym powiedzieć.  Em namawiała ją, by powiedziała mu o tym jeszcze dziś, ale znała Charlie i wiedziała, że ona jak będzie chciała, to mu powie.

Jay zamówił taksówkę. Zostawił Max'a, bo on był i tak już spóźniony na próbę i miał jeszcze iść do schroniska dla zwierząt, by się nimi zająć. Jay jechał do Charlie.
Gdy był już na miejscu zastał ją pod furtką. Czekała na niego. Przywitała go gorącym i namiętnym pocałunkiem. Zaprosiła go do środka. Zrobiła kawę i kanapki. Jay opowiedział jej jeszcze raz wszystko, tym razem już na spokojnie.
- A więc chcesz abyśmy polecieli na Barbados? No cóż, czemu nie? Wiem, że jest Ci trudno, ale będę starać się być dla Ciebie jakimś oparciem. Pamiętaj, że Cię kocham.
- Dziękuje Ci.
Pocałowali się.
- Tylko, że jest pewien szczegół. Chciałbym polecieć tam jeszcze dziś.
- Dalej się zgadzam. - uśmiechnęła się.
Zaczęli się pakować. W zachowaniu Charlie Jay zauważył coś dziwnego, jakby strach albo jakby coś ukrywała. Zapytał ją o to, ale krótko odpowiedziała, że ma po prostu gorszy dzień. Wiedział, że nic więcej z niej nie wydobędzie, więc odpuścił.

Max przyszedł na próbę spóźniony. Reszta zespołu była strasznie na niego zła. Ale potem im przeszło. Koncert miał być już za trzy dni. Ale ten czas leci - pomyślał Max. Gdy mieli przerwę poszedł napić się wody. Zauważył, że ma jedną nie przeczytaną wiadkomość. Była od Charlie.

Dziś lecimy. Max, ja jestem w ciąży! Nie wiem jak mam o tym powiedzieć Jay'owi. On jest ojcem! Max nie zastanawiaj się nad tym! To pewne. Może pomożesz mi?

Nie wiedział co odpisać. Wrócił na próbę. Cały czas zastanawiał się nad treścią sms'a. 
Po drodze do schroniska znalazł zielony kamień. Uniósł go do góry. Zmieniał kolor pod wpływem obracania go. To było dziwne. Schował go do kieszeni.
Gdy skończył opiekę nad zwierzętami, zadzwonił do Toma. Zawsze podziwiał go, że pasjonował się geografią. Dla niego była to czarna magia. On wolał muzykę i wolontariat.

                                 Dlaczego czasem odczuwamy lęk, 
                                 gdy musimy powiedzieć coś ważnego naszym bliskim?
                                 Dlaczego czasem nie potrafimy zachowywać się normalnie?

środa, 31 października 2012

Drugi

                                           Każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób.
                                           I każdy ma jakiś talent. 
                                           Najważniejsze jest, aby umieć go w sobie odkryć.
                                           I umiejętnie wykorzystywać.

Najgorzej jest, gdy nie wiadomo, jak się zachować, gdy przyjaciel cierpi. Trudno jest się postawić w jego sytuacji, nawet jeśli kiedyś przeszło się to samo, ale każdy ma inną psychikę, inny system wartości i będzie przeżywał to w inny sposób.
Jay czuł pustkę. Tak, jakby ktoś właśnie wyrwał mu serce i zostawił puste miejsce, po prostu czarna dziura. Nie wiedział nawet, co powinien o tym myśleć. Każda myśl wydawała się jakby nie na miejscu, niewłaściwa.

Charlie trochę się niepokoiła. Była przewrażliwiona, gdy chodziło o Jay'a. Miał odezwać się, gdy odbierze mamę z lotniska. Ona miała przygotować obiad, a tymczasem on nie dawał znaków życia. Dzwoniła do niego setki razy, a on nie raczył odebrać. Świnia - pomyślała, ale za chwilę przyszło opamiętanie. Długo zastanawiała się, czy przypadkiem nie powinna zadzwonić do Max'a. Długo zwlekała. Zrobiła to niechętnie, ale musiała. Chwilę też zajęło jej szukanie jego numeru, bo gdy ostatnio znów się pokłócili, chyba po raz setny, to usunęła jego numer i musiała szukać w notatnikach Jay'a. Przy okazji natknęła się na jakieś kartki, wyglądały na listy miłosne albo co najmniej teksty piosenek. Ale opanowała ciekawość i odłożyła je na bok.

Jay nerwowo chodził w tą i z powrotem. Widział zmieszanie Maxa, ale kto wie czy on sam nie był bardziej zmieszany i zakłopotany w całej tej sytuacji? W końcu to on musiał podjąć jakąś decyzję - czy szukać prawdziwych, biologicznych rodziców; czy ma jechać do matki zastępczej, by móc pobyć z nią w ostatnich chwilach jej życia. Miał duży problem, z którym poradzić musiał niestety sobie sam. Nikt nie mógł mu pomóc, co najwyżej ktoś mógł mu poradzić, co on zrobiłby będąc na jego miejscu, ale i tak ostateczna decyzja należała do niego.
Max wpatrywał się cały czas w telefon. Ujrzał połączenie przychodzące. Charlie. Zdziwił się i to nawet bardzo. Nie wiedział, czy ma odebrać, czy może odrzucić. Popatrzył przez chwilę na Jay'a i już znał odpowiedź. On musiał odebrać! Charlie była zdenerwowana, trząsł jej się głos, ale była spokojna, w stosunku do Maxa zawsze, ale to zawsze była nerwowo nastawiona, a tu taka zmiana! Wypytywała co się stało, że Jay nie odbiera więc Max zaczął tłumaczyć, ale mówił tak chaotycznie, że w pewnym momencie przestał rozumieć samego siebie. Jay widząc jego dobre intencje przejął inicjatywę i zarazem telefon. Opowiedział o wszystkim swojej dziewczynie. Ona nie wierzyła w to, co słyszała. Czyli co? Czyli pani McGuiness nie była mamą Jay'a? Przecież zawsze mówiła o nim, jakby była z nim zawsze. Kiedyś nawet, podczas obiadu opowiadała jak ciężki był dla niej poród. Czy była aż tak bezczelna, że potrafiła tak kłamać? I kim byli prawdziwi rodzice Loczka? Miała nawet nazwisko Jay'a. O co w tym chodziło?! Wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi, zbyt wiele.
Jay rozłączył się. Oddał bez słowa telefon Max'owi. Przysiadł się do niego, na krzesełka. Położył rękę na jego ramieniu.
- Chyba wiem, co powinienem zrobić. - powiedział.
Max nic nie odpowiedział, popatrzył tylko na przyjaciela.
- Może nie to powinienem zrobić, ale to zrobię. Polecę na Barbados. Jeśli mi się uda, to jeszcze dziś. Może Charlie się zgodzi i poleci ze mną.
- Przydałoby Ci się wsparcie. - uśmiechnął się Max. - Na pewno się zgodzi, bo Cię kocha. Ja będę wspierał Cię duchowo, bo słowem jak sam widzisz, najwidoczniej nie umiem.
Zaczęli obaj się śmiać. A może tak właśnie miało być? Może ta cała sytuacja miała Jay'a czegoś nauczyć? Nie myślał już o tym w kategorii: "Największa katastrofa tego roku'".

Charlie martwiła się o Jay'a, o jego stan psychiczny. Żeby się tylko nie załamał - powtarzała w myślach. Przypomniało jej się, że znalazła te listy miłosne. Zaczęła je czytać.

Czym jest naprawdę miłość? To rzeczownik czy czasownik? A może to po prostu wyraz nacechowany emocjonalnie? Trudno to określić, ale miłość, jest wtedy, gdy nie potrafisz żyć bez kogoś. Kiedy płacze ukochana osoba to płaczesz razem z nią, nawet nie pytasz o przyczynę. Zawsze jesteś obok, nawet jeśli nie fizycznie, to psychicznie.
Charlie kocham Cię.

Charlie wzruszyła się. Przeczytała potem kolejne.
Gdy skończyła, wstała z łóżka. Nagle zakręciło jej się w głowie i zrobiło niedobrze. Pobiegła szybko do łazienki. Zwymiotowała. Zajrzała w swój kalendarzyk. Spóźniał jej się okres. Zrobiła test. Była w ciąży. Płakała.


                                      Wszystko, co dzieje się w naszym życiu ma jakiś sens.
                                      Nic nie dzieje się bez powodu.
                                      Czasem zostajemy wystawieni na poważną próbę.
                                     A może to los chce nas "przetestować"?

sobota, 27 października 2012

Pierwszy

                                   Nie zawsze wszystko jest tak, jak byśmy tego chcieli.
                                   Sielanka kiedyś się kończy. Nic nie trwa wiecznie. 
                                   A może odrobina urozmaicenia czasem może się przydać?

To był zwyczajny dzień, w którym nie wydarzyło się nic nad wyraz spektuakularnego. Spotkał się z dziewczyną. Byli razem w kinie, potem poszli do restauracji na obiad. Zadzwonił do ukochanej mamy, która aktualnie przebywała na Barbados. Chwilę porozmawiali. Potem poszedł z Max'em do baru, wypili po piwie, pogadali i wrócił do domu. Max natomiast został na imprezie, wiadomo, że on okazji do napicia się i potańczeniu nie mógłby przepuścić.
Wziął szybki prysznic. Po czym poszedł zjeść kolację. Zwykłe płatki, bo prostota jest najlepsza. Po drodze do łóżka napisał sms'a do Charlie, w którym życzył jej spokojnej nocy i kolorowych snów.
Przyłożył głowę do poduszki, ale nie mógł zasnąć przez narastający ból głowy. Wstał i wziął tabletkę. Ponownie się położył. Zasnął po jakiejś godzinie. Jutro czekał go ważny dzień - miał spotkanie w sprawie pracy i musiał odebrać mamę z lotniska.
W nocy coś mu się przyśniło. Był to na swój sposób koszmar, choć trudno było to tak definiować, bo koszmar dla każdego ma inne znaczenie. Dla jednego koszmarem będzie złamany paznokieć, a dla drugiego śmierć bliskiej osoby.
Jay miał jednak zgoła inny sen. Śniło mu się, że był na lotnisku po mamę. Jednak jego mama nie przyleciała. Podszedł do niego jakiś młody chłopak i wręczył mu kopertę. Jay ją otworzył. Jednak to, co przeczytał, ten list, okazał się dla niego szokiem.
Nagle się przebudził. Serce waliło mu jak oszalałe, nie mógł się uspokoić. Cały czas miał nierównomierny oddech. Chciał zapomnieć o tym śnie i to jak najszybciej. Przypomniało mu się, że aby wyprzeć z pamięci niechciany sen należy spojrzeć w odsłonięte okno tuż po przebudzeniu. Może nie jest jeszcze za późno - pomyślał. Odwrócił głowę w kierunku okna, ale nic z tego. Okno było zasłonięte. Te zabobony to gówno prawda! - pomyślał.
Wstał z łóżka. Zahaczył ręką ramkę ze zdjęciem Charlie, które stało na stoliku nocnym przy jego łóżku. I już wiedział, że to nie będzie dobry dla niego dzień.
Poszedł do łazienki. Umył zęby i twarz. Przeczesał dłonią włosy. Ubrał się w zielony sweter w paski, do tego szare spodnie i buty w tej kombinacji kolorów, po czym wyszedł z łazienki. Zaczął szukać telefonu. W obawie, że zgubił kolejny zaczął przeszukiwać mieszkanie centymetr po centymetrze. W końcu znalazł. Zadzwonił do mamy, by upewnić się, czy na pewno dziś przylatuje. Ta jednak nie odbierała. Spróbował jeszcze raz. Nic. Pomyślał, że skoro nie odbiera, to nie ma sensu wydzwaniać. I tak po nią pojedzie.
Tym czasem udał się do Maxa. Chciał być kulturalny, więc zapukał. Mimo to Max mu nie otworzył. Pewnie gotuje parówki w wannie - przeszło przez myśl Jay'owi, po czy nacisnął klamkę. Drzwi były otwarte. Wszedł do środka. Max był w salonie. Leżał. Miał kaca.
- Rozumiem, że wczoraj pobalowałeś, ale pamiętaj, że za dwie godziny jedziemy po moją mamę.
- Nie możesz jechać sam? Popatrz na mnie!
Jay walnął się w czoło.
- Przecież ja nie mam samochodu! Wiem, że nie wyglądasz dziś jak Bóg Sexu, ale moja mama i tak Cię uwielbia, a poza tym masz jej dać autograf, mój Ty gwiazdorze.
- Oj, już dobrze. Tylko się tak nie rozczulaj.
Max próbował wszystkich metod, by pozbyć się męczącego go rauszu, w pewnym stopniu nawet mu się to udało. Ale i tak nie mógł prowadzić. Jay usiadł za kółkiem, miał prawo jazdy, tylko chwilowo nie miał samochodu, bo pożyczył go swojej dziewczynie, która spowodowała wypadek i auto poszło do kasacji.
Równo o 13.00 byli na lotnisku. Czekali ponad pół godziny, a mamy Jay'a dalej nie było widać. Jay zdążył zapomnieć już o koszmarze minionej nocy. Nie mówił nawet o tym swojemu przyjacielowi.
Do Jay'a podszedł dosyć młody chłopak, ubrany w czarny garnitur. Miał dla niego kopertę. Loczek obawiał się, że zaraz jego sen może stać się rzeczywistością. Nie mylił się. Ręce mu drżały, gdy otwierał kopertę.

Synu!
Wiem, że to Cię zaboli. Ja zostaje tutaj, na zawsze. Czyli już nie na długo. Mam raka, został mi jakiś miesiąc życia i chcę go spędzić właśnie tu. Przepraszam!
To jeszcze nie wszystko. Nie miałam odwagi, by przyznać Ci się podczas rozmowy. Jesteś adoptowany.
Mama

Załamał się. O mało nie zemdlał. Podał kopertę Max'owi. Max nie wiedział jak ma się zachować. Nigdy nie spodziewał by się czegoś takiego. 
Jay sam nie wiedział, co było dla niego gorszą do przyjęcia wiadomością. Czy to, że jego matka umiera, czy to, że w rzeczywistości to nie jest jego matka?

                          Czasem życie stawia nas w trudnych sytuacjach.
                          Nie zawsze są one dla nas dobre.
                          Ale są takie, abyśmy zdołali je udźwignąć.