sobota, 27 października 2012

Pierwszy

                                   Nie zawsze wszystko jest tak, jak byśmy tego chcieli.
                                   Sielanka kiedyś się kończy. Nic nie trwa wiecznie. 
                                   A może odrobina urozmaicenia czasem może się przydać?

To był zwyczajny dzień, w którym nie wydarzyło się nic nad wyraz spektuakularnego. Spotkał się z dziewczyną. Byli razem w kinie, potem poszli do restauracji na obiad. Zadzwonił do ukochanej mamy, która aktualnie przebywała na Barbados. Chwilę porozmawiali. Potem poszedł z Max'em do baru, wypili po piwie, pogadali i wrócił do domu. Max natomiast został na imprezie, wiadomo, że on okazji do napicia się i potańczeniu nie mógłby przepuścić.
Wziął szybki prysznic. Po czym poszedł zjeść kolację. Zwykłe płatki, bo prostota jest najlepsza. Po drodze do łóżka napisał sms'a do Charlie, w którym życzył jej spokojnej nocy i kolorowych snów.
Przyłożył głowę do poduszki, ale nie mógł zasnąć przez narastający ból głowy. Wstał i wziął tabletkę. Ponownie się położył. Zasnął po jakiejś godzinie. Jutro czekał go ważny dzień - miał spotkanie w sprawie pracy i musiał odebrać mamę z lotniska.
W nocy coś mu się przyśniło. Był to na swój sposób koszmar, choć trudno było to tak definiować, bo koszmar dla każdego ma inne znaczenie. Dla jednego koszmarem będzie złamany paznokieć, a dla drugiego śmierć bliskiej osoby.
Jay miał jednak zgoła inny sen. Śniło mu się, że był na lotnisku po mamę. Jednak jego mama nie przyleciała. Podszedł do niego jakiś młody chłopak i wręczył mu kopertę. Jay ją otworzył. Jednak to, co przeczytał, ten list, okazał się dla niego szokiem.
Nagle się przebudził. Serce waliło mu jak oszalałe, nie mógł się uspokoić. Cały czas miał nierównomierny oddech. Chciał zapomnieć o tym śnie i to jak najszybciej. Przypomniało mu się, że aby wyprzeć z pamięci niechciany sen należy spojrzeć w odsłonięte okno tuż po przebudzeniu. Może nie jest jeszcze za późno - pomyślał. Odwrócił głowę w kierunku okna, ale nic z tego. Okno było zasłonięte. Te zabobony to gówno prawda! - pomyślał.
Wstał z łóżka. Zahaczył ręką ramkę ze zdjęciem Charlie, które stało na stoliku nocnym przy jego łóżku. I już wiedział, że to nie będzie dobry dla niego dzień.
Poszedł do łazienki. Umył zęby i twarz. Przeczesał dłonią włosy. Ubrał się w zielony sweter w paski, do tego szare spodnie i buty w tej kombinacji kolorów, po czym wyszedł z łazienki. Zaczął szukać telefonu. W obawie, że zgubił kolejny zaczął przeszukiwać mieszkanie centymetr po centymetrze. W końcu znalazł. Zadzwonił do mamy, by upewnić się, czy na pewno dziś przylatuje. Ta jednak nie odbierała. Spróbował jeszcze raz. Nic. Pomyślał, że skoro nie odbiera, to nie ma sensu wydzwaniać. I tak po nią pojedzie.
Tym czasem udał się do Maxa. Chciał być kulturalny, więc zapukał. Mimo to Max mu nie otworzył. Pewnie gotuje parówki w wannie - przeszło przez myśl Jay'owi, po czy nacisnął klamkę. Drzwi były otwarte. Wszedł do środka. Max był w salonie. Leżał. Miał kaca.
- Rozumiem, że wczoraj pobalowałeś, ale pamiętaj, że za dwie godziny jedziemy po moją mamę.
- Nie możesz jechać sam? Popatrz na mnie!
Jay walnął się w czoło.
- Przecież ja nie mam samochodu! Wiem, że nie wyglądasz dziś jak Bóg Sexu, ale moja mama i tak Cię uwielbia, a poza tym masz jej dać autograf, mój Ty gwiazdorze.
- Oj, już dobrze. Tylko się tak nie rozczulaj.
Max próbował wszystkich metod, by pozbyć się męczącego go rauszu, w pewnym stopniu nawet mu się to udało. Ale i tak nie mógł prowadzić. Jay usiadł za kółkiem, miał prawo jazdy, tylko chwilowo nie miał samochodu, bo pożyczył go swojej dziewczynie, która spowodowała wypadek i auto poszło do kasacji.
Równo o 13.00 byli na lotnisku. Czekali ponad pół godziny, a mamy Jay'a dalej nie było widać. Jay zdążył zapomnieć już o koszmarze minionej nocy. Nie mówił nawet o tym swojemu przyjacielowi.
Do Jay'a podszedł dosyć młody chłopak, ubrany w czarny garnitur. Miał dla niego kopertę. Loczek obawiał się, że zaraz jego sen może stać się rzeczywistością. Nie mylił się. Ręce mu drżały, gdy otwierał kopertę.

Synu!
Wiem, że to Cię zaboli. Ja zostaje tutaj, na zawsze. Czyli już nie na długo. Mam raka, został mi jakiś miesiąc życia i chcę go spędzić właśnie tu. Przepraszam!
To jeszcze nie wszystko. Nie miałam odwagi, by przyznać Ci się podczas rozmowy. Jesteś adoptowany.
Mama

Załamał się. O mało nie zemdlał. Podał kopertę Max'owi. Max nie wiedział jak ma się zachować. Nigdy nie spodziewał by się czegoś takiego. 
Jay sam nie wiedział, co było dla niego gorszą do przyjęcia wiadomością. Czy to, że jego matka umiera, czy to, że w rzeczywistości to nie jest jego matka?

                          Czasem życie stawia nas w trudnych sytuacjach.
                          Nie zawsze są one dla nas dobre.
                          Ale są takie, abyśmy zdołali je udźwignąć.

5 komentarzy:

  1. Wybacz,że nie skomentowałam :<
    Ciekawie się zapowiada ci powiem ^^
    Zacny rozdział , czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. O.o
    Dopiero pierwszy rozdział, a akcja się tak rozwija? Nieźle, nieźle...
    Jay ma prorocze sny! Podobno ja też (mama mi tak kiedyś powiedziała)! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowny rozdział . :*
    powalił mnie na kolana . ;o
    szkoda mi Jaya , mama mu dała nieźle popalić .. a raczej ta kobieta , bo okazuje się , że jednak nie mama . :c
    musi być załamany . .
    pisz dalej , chcę wiedzieć co będzie dalej ! ;>
    kocham . ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże masz talent ;*
    Końcówka była naj lepsza uwierz i pisz dalej ♥

    OdpowiedzUsuń