środa, 31 października 2012

Drugi

                                           Każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób.
                                           I każdy ma jakiś talent. 
                                           Najważniejsze jest, aby umieć go w sobie odkryć.
                                           I umiejętnie wykorzystywać.

Najgorzej jest, gdy nie wiadomo, jak się zachować, gdy przyjaciel cierpi. Trudno jest się postawić w jego sytuacji, nawet jeśli kiedyś przeszło się to samo, ale każdy ma inną psychikę, inny system wartości i będzie przeżywał to w inny sposób.
Jay czuł pustkę. Tak, jakby ktoś właśnie wyrwał mu serce i zostawił puste miejsce, po prostu czarna dziura. Nie wiedział nawet, co powinien o tym myśleć. Każda myśl wydawała się jakby nie na miejscu, niewłaściwa.

Charlie trochę się niepokoiła. Była przewrażliwiona, gdy chodziło o Jay'a. Miał odezwać się, gdy odbierze mamę z lotniska. Ona miała przygotować obiad, a tymczasem on nie dawał znaków życia. Dzwoniła do niego setki razy, a on nie raczył odebrać. Świnia - pomyślała, ale za chwilę przyszło opamiętanie. Długo zastanawiała się, czy przypadkiem nie powinna zadzwonić do Max'a. Długo zwlekała. Zrobiła to niechętnie, ale musiała. Chwilę też zajęło jej szukanie jego numeru, bo gdy ostatnio znów się pokłócili, chyba po raz setny, to usunęła jego numer i musiała szukać w notatnikach Jay'a. Przy okazji natknęła się na jakieś kartki, wyglądały na listy miłosne albo co najmniej teksty piosenek. Ale opanowała ciekawość i odłożyła je na bok.

Jay nerwowo chodził w tą i z powrotem. Widział zmieszanie Maxa, ale kto wie czy on sam nie był bardziej zmieszany i zakłopotany w całej tej sytuacji? W końcu to on musiał podjąć jakąś decyzję - czy szukać prawdziwych, biologicznych rodziców; czy ma jechać do matki zastępczej, by móc pobyć z nią w ostatnich chwilach jej życia. Miał duży problem, z którym poradzić musiał niestety sobie sam. Nikt nie mógł mu pomóc, co najwyżej ktoś mógł mu poradzić, co on zrobiłby będąc na jego miejscu, ale i tak ostateczna decyzja należała do niego.
Max wpatrywał się cały czas w telefon. Ujrzał połączenie przychodzące. Charlie. Zdziwił się i to nawet bardzo. Nie wiedział, czy ma odebrać, czy może odrzucić. Popatrzył przez chwilę na Jay'a i już znał odpowiedź. On musiał odebrać! Charlie była zdenerwowana, trząsł jej się głos, ale była spokojna, w stosunku do Maxa zawsze, ale to zawsze była nerwowo nastawiona, a tu taka zmiana! Wypytywała co się stało, że Jay nie odbiera więc Max zaczął tłumaczyć, ale mówił tak chaotycznie, że w pewnym momencie przestał rozumieć samego siebie. Jay widząc jego dobre intencje przejął inicjatywę i zarazem telefon. Opowiedział o wszystkim swojej dziewczynie. Ona nie wierzyła w to, co słyszała. Czyli co? Czyli pani McGuiness nie była mamą Jay'a? Przecież zawsze mówiła o nim, jakby była z nim zawsze. Kiedyś nawet, podczas obiadu opowiadała jak ciężki był dla niej poród. Czy była aż tak bezczelna, że potrafiła tak kłamać? I kim byli prawdziwi rodzice Loczka? Miała nawet nazwisko Jay'a. O co w tym chodziło?! Wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi, zbyt wiele.
Jay rozłączył się. Oddał bez słowa telefon Max'owi. Przysiadł się do niego, na krzesełka. Położył rękę na jego ramieniu.
- Chyba wiem, co powinienem zrobić. - powiedział.
Max nic nie odpowiedział, popatrzył tylko na przyjaciela.
- Może nie to powinienem zrobić, ale to zrobię. Polecę na Barbados. Jeśli mi się uda, to jeszcze dziś. Może Charlie się zgodzi i poleci ze mną.
- Przydałoby Ci się wsparcie. - uśmiechnął się Max. - Na pewno się zgodzi, bo Cię kocha. Ja będę wspierał Cię duchowo, bo słowem jak sam widzisz, najwidoczniej nie umiem.
Zaczęli obaj się śmiać. A może tak właśnie miało być? Może ta cała sytuacja miała Jay'a czegoś nauczyć? Nie myślał już o tym w kategorii: "Największa katastrofa tego roku'".

Charlie martwiła się o Jay'a, o jego stan psychiczny. Żeby się tylko nie załamał - powtarzała w myślach. Przypomniało jej się, że znalazła te listy miłosne. Zaczęła je czytać.

Czym jest naprawdę miłość? To rzeczownik czy czasownik? A może to po prostu wyraz nacechowany emocjonalnie? Trudno to określić, ale miłość, jest wtedy, gdy nie potrafisz żyć bez kogoś. Kiedy płacze ukochana osoba to płaczesz razem z nią, nawet nie pytasz o przyczynę. Zawsze jesteś obok, nawet jeśli nie fizycznie, to psychicznie.
Charlie kocham Cię.

Charlie wzruszyła się. Przeczytała potem kolejne.
Gdy skończyła, wstała z łóżka. Nagle zakręciło jej się w głowie i zrobiło niedobrze. Pobiegła szybko do łazienki. Zwymiotowała. Zajrzała w swój kalendarzyk. Spóźniał jej się okres. Zrobiła test. Była w ciąży. Płakała.


                                      Wszystko, co dzieje się w naszym życiu ma jakiś sens.
                                      Nic nie dzieje się bez powodu.
                                      Czasem zostajemy wystawieni na poważną próbę.
                                     A może to los chce nas "przetestować"?

6 komentarzy:

  1. O boże kolejny cudny rozdział ;* Nawet nie wiesz jak ja cię kocham dziewczyno ♥ Cudownie piszesz i pisz tak dalej ;* Akcja toczy się bardzo szybko co mnie cieszy :* Normalnie dawaj mi tu szybko nexta i to już ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O.o
    Kurczę, jak tu się wszystko szybko dzieje!
    Nie ogarniam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo jakie to fajneee *.*
    Ostatnio niezbyt czytam opowiadanie i to zaszczyt czytac po długiej przerwie coś tak wspaniałego ^^
    Pisz następny ;))

    Lenkaaa

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebiste♥
    Pisz szybko kolejny bo zdechne !

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam to opowiadanie!
    pisz szybko nowy rozdział, weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. pisz nexta i to jak najszybciej !.

    OdpowiedzUsuń