Im bardziej w siebie wątpimy, tym gorzej coś nam wychodzi.
Zawsze trzeba być pewnym siebie.
Motywacja jest najważniejsza.
Gdy wierzysz w siebie, to inni też uwierzą.
Dlaczego, gdy gaśnie światło, to ogarnia nas lęk?
Nagrywał właśnie piosenkę o tytule "Forever and I love You". Już kończyła się druga zwrotka, aż nagle zadzwonił jego telefon. Wystraszył się. Podskoczył. Wiedział, że wiąże się to dla niego z przykrymi konsekwencjami. Nie mógł mieć włączonego telefonu. Na dodatek cały materiał przez to na nic się nie zda i trzeba będzie go nagrywać raz jeszcze.
Zdenerwowany odebrał. Dzwonił Seev. Chciał umówić się na piwo, bo właśnie wrócił z Mediolanu. Chciał pochwalić się tym, że właśnie podpisał kontrakt z jedną z największych na świecie agencji. Nathan w tej chwili nie był jakoś specjalnie zadowolony z kontraktu przyjaciela. Umówili się na jutro, na 16.00 w barze "La rosa". Był to ulubiony bar Seev'a jeszcze z czasów liceum.
Mimo tego, że przecież nagranie zostało przerwane, nikt nie przyszedł, żeby chociażby opieprzyć Nathan'a. Zdziwił się. Wyszedł ze studia. Nikogo w nim nie było.
Szokom nie było jednak końca.
Zmierzał korytarzem do drzwi wejściowo-wyjściowych. Zawsze zastanawiał się czy są one prawe, czy lewe. Stwierdził, że to po prostu drzwi obrotowe.
Od drzwi dzieliło go zaledwie 50 metrów. Zgasło światło. Stała się ciemność. Po omacku szedł do drzwi. Po drodze nie było żadnych przedmiotów, mimo to potknął się o coś. Przewrócił się. Czuł narastający ból kolana. Zaklął pod nosem. Po chwili utykania znalazł się pod drzwiami. Nacisnął na klamkę. Na próżno. Były zamknięte. Nathan czuł narastającą adrenalinę. Bał się, cholernie się bał.
Sięgnął po swój telefon, do kieszeni. Najpierw do lewej, potem do prawej. Nie było go w żadnej z kieszeni. O co w tym chodzi. Nic już nie rozumiem. Światło- okej, może mają awarię, ale gdzie jest do cholery jasnej mój telefon?! Przypomniało mu się, że gdy się potknął to upadł i być może wtedy wypadł mu telefon. Wrócił więc w tamto miejsce. Nie ukrywał swojej złości. Szedł bardzo ostrożnie, cały czas przy ścianie. Zauważył jakiś świecący się ekran. To był jego telefon. Podniósł go. W tym momencie zapaliło się światło. Nathan odwrócił się. Ujrzał mężczyznę. Niezbyt wysokiego, rudowłosego, ubranego elegancko. Wystraszył się, po raz kolejny w ciągu ostatniego kwadransa. Spojrzał niepewnym wzrokiem na nieznajomego. Lecz wzrok tamtego był wrogi. Nathan spuścił głowę w dół. Bał, a raczej nie mógł, wydusić z siebie ani jednego, najkrótszego nawet słowa. Rudy cały czas uważnie mu się przyglądał. W końcu się odezwał:
- I co? Warto było?
Nathan w dalszym ciągu milczał. Nie miał pojęcia o co mogło mu chodzić. Już miał otworzyć usta, by coś powiedzieć, ale usłyszał:
- Nie pamiętasz, prawda?
Gdybym miał pamiętać wszystko, co zrobiłem, to nie starczało by mi na nic czasu, bo byłbym zajęty wspominaniem.
- No po co pamiętać komuś takiemu jak ty, jak się wyśmiewało niewidomą kobietę.
Nathanowi coś zaczęło świtać. Przypominał sobie o co chodziło. Kiedyś z Seev'em wyśmiewali się z pewnej niewidomej kobiety. Mimo to dalej nie rozumiał, jaki to miało związek.
- To moje studio nagraniowe, a ta kobieta, z której wtedy się naśmiewałeś, to moja żona.
Zrobiło mu się głupio. Nie wiedział jak ma się zachować.
- Chciałem tylko, żebyś zobaczył jak to jest. Jak to fajnie nic nie widzieć i żyć w ciągłym stresie, ciągłej obawie. Teraz, możesz już wyjść. Drzwi są otwarte.
- Przepraszam. - powiedział na odchodne Nathan.
Ta sytuacja dała mu naprawdę do myślenia. Idąc do domu, wstąpił do kościoła. Pomodlił się tam za wszystkie osoby niewidome i pokrzywdzone przez los.
Patrząc na ludzką krzywdę często mówimy"Nas to nie dotyczy".
I przechodzimy obojętnie.
Albo wyśmiewamy się z tych ludzi, nie licząc się z tym, że nas też mogło to spotkać.
To są "normalni" ludzie, tacy, jak każdy.
Kiedyś los za takie zachowanie może się na nas zemścić.